Translate

sobota, 3 października 2015

Storczyki oczami Marka Siwika-część pierwsza

Poniższy tekst opublikowano na stronie orchidarium.pl i został udostępniony na blogu za zgodą jego autora, Marka Siwika. Pisownia oryginalna.

Pięć lat temu zrezygnowałem z "tradycyjnych" metod uprawy storczyków bo efekty były dla mnie niezadawalające. Zdałem sobie sprawę, że większość porad pisanych było przez osoby uprawiające je w szklarniach a moje stały na parapecie. Doszedłem do wniosku, że podstawowym problemem jest u mnie zbyt mała ilość wody i niemożność właściwego nawadniania ponad setki doniczek. Zająłem się więc hydroponiką. Z czasem okazało się, że to nie tylko woda. Aby wyjaśnić, trzeba zacząć od początku.
Uprawa storczyków jako taka a na parapetach w szczególności jest bardzo trudna dla mieszkańców strefy umiarkowanej. Na uprawę roślin patrzymy przez pryzmat naszych doznań i doświadczeń zebranych wcześniej w ogródku lub uprawie pelargonii w skrzynce balkonowej. Rośliny rosnące wokół nas mają przystosowania do klimatu umiarkowanego. Są ściśle związane z glebą a ich wzrost skorelowany jest z porami roku. Jest dla nas naturalne, że rośliny zaczynają rosnąć wiosną, kwitną, wydają owoce a potem jesienią obumierają lub wstrzymują wzrost do następnego sezonu. Przywiązanie do gleby sprawia, że naturalnym odruchem jest dla nas sadzenie roślin w doniczkach, ich podlewanie i nawożenie doglebowe.
Storczyki natomiast są epifitami a więc roślinami całkowicie oderwanymi od gleby. Na dodatek powstały i ewoluowały w odmiennym klimacie - w którym nie ma wyraźnych 
pór roku a jeśli nawet są to inaczej zaznaczone.
Aby zrozumieć czym jest epifit, czego potrzebuje, spróbujmy pomyśleć jak powstał.
Rośliny konkurują, ze sobą o wodę, składniki mineralne ale przede wszystkim o światło. To światło jest podstawą ich egzystencji, dostarcza im pożywienia. Rośliny są w stanie rosnąć w niskich i wysokich temperaturach, w wodzie i na pustyni. Nie są jednak w stanie rosnąć np w ciepłej wilgotnej jaskini bo tam nie ma światła. Konkurując o światło w pierwszej kolejności wybrały najprostszą metodę – wzrost do góry. Wiąże się to jednak z bardzo dużym wydatkiem energetycznym na utworzenie silnego, wysokiego pnia, silnie rozpostartych, mocnych korzeni aby ten pień utrzymać w pionie a przy okazji zaopatrzyć w wodę i składniki mineralne. Znalazły się więc rośliny, które wykorzystały dla swoich potrzeb stojące już, gotowe podpory. Te nowe rośliny oszczędzając energię budują cienkie pędy – wystarczające do zaopatrzenia 
rośliny w wodę glebową ale niezdolne do utrzymanie rośliny w pionie. Pnącza, bo o nich mowa potrafią urosnąć rocznie kilka metrów w górę i w krótkim czasie dotrzeć do światła wysoko w koronach drzew choć ich łodygi mają ledwie kilka cm średnicy. 
Gdy przyjrzymy się pędom bluszczu, widzimy, że na całej ich długości powstają drobne korzonki. Ich zadaniem jest mocowanie pędów do podpory – pnia drzewa po którym się wspina. Jednak korzenie te trafiwszy na poduszkę mchu w rozgałęzieniu konarów szybko się wydłużają i zaczynają pobierać wodę i składniki mineralne z takiej "doniczki". Stąd już całkiem niedaleko do epifitów.
Epifity (w uproszczeniu) możemy sobie wyobrazić jako takie końcówki pędów pnączy którym słoń odgryzł podstawę. Nagle zostały pozbawione dostępu do wody glebowej i dostosowały się do pobierania wody deszczowej. 
Jeżeli popatrzymy na nasze lasy to takich roślin w zasadzie nie ma. Czasem spotkamy w wilgotnych lasach (np w górach) paprotki żyjące w szczelinach kory lub małą brzózkę na kominie starego domu ale rzadko. Aby powstać i się rozwijać epifitom potrzeba dużych ilości opadów w miarę równomiernie rozłożonych w ciągu całego roku. Ich ojczyzną są zatem równikowe lasy deszczowe. Miejsca w których przez 10 miesięcy codziennie leje a przez pozostałe dwa miesiące 3-4 razy w tygodniu pada.
Nawet w tak korzystnych wilgotnościowo warunkach epifity musiały wykształcić przystosowania umożliwiające im przetrwanie tych krótkich okresów bez deszczu. Powstały więc grube mięsiste liście lub bulwy. Ich zadaniem jest magazynowanie wody. Łodygi i liście pokryły się grubą, woskowatą skórą, lub gęstym kutnerem. Aparaty szparkowe stały się mniej liczne i ściślej się zamykają. Liście stały się sztywne, niewiędnące.
Niektóre epifity – jak np. bromelie - wytworzyły w kątach liści zbiorniki na wodę opadową. Aby wykorzystać panującą w środowisku wysoką wilgotność powietrza storczyki na korzeniach wytworzyły welamen. To tkanka której zadaniem jest zbierać i gromadzić wodę opadową oraz kondensować wodę z powietrza a potem oddawać znajdującym się wewnątrz wiązkom przewodzącym korzeni. Wszystkie te przystosowania pozwalają storczykom przetrwać bez deszczu od kilkunastu godzin do kilku dni. Są oczywiście gatunki wytrzymujące kilkunastotygodniowe susze lecz jest to przystosowanie wtórne związane z opanowywaniem suchszych siedlisk i specjalizacją nielicznych gatunków.
Epifity korzystające niemal wyłącznie z wody opadowej a więc zawierającej bardzo mało składników mineralnych, stały się bardzo oszczędne. Potrafią np. bardzo dokładnie oczyścić obumierające liście i pseudobulwy ze składników pokarmowych. Korzenie storczyków które od milionów lat nie stykają się z glebą stały się wrażliwe na zasolenie a ich główną funkcją jest teraz pozyskiwanie wody.
Dopiero rozumienie siedliska epifitów jako miejsca w którym codziennie pada, powietrze jest wilgotne, woda niemal destylowana, temperatura niemal stała w ciągu całego roku sprawia, że ich uprawa przestaje być skrajnie trudna.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz